no tak, racja nic nie napisałam o tym jak i co robię...
puki co wszystko robię tak samo:
- styropianową bombkę najpierw nakręcam na wkręta z haczykiem półokrągłym otwartym (ze sklepu z gwoździami i innymi wkrętami, kołkami ) przecieram lekko papierem aby zetrzeć widoczne nierówności (zazwyczaj jest to spojenie, czasem są wystające kropeczki w kółeczkach
- maluję na biało farbą akrylową (Astra w tubce), maluję pędzelkiem bo po gąbeczce mam wrażenie, że jest więcej ścierania i wyrównywania.....następnie jak wspomniałam...po wyschnięciu nieco przecieram papierem
- do tej pory nakładałam cieniuteńką warstwę kleju 2 w 1 z firmy koh-i-noor, ale się skończył
dziś dojechał do mnie klej z wytwórni renesans.....co się go rozrabia...
klej przesycha a ja w tym czasie majstruje przy motywie, do tej pory myślałam, że tylko się go wydziera, nie ważne czy serwetka czy wydruk z laserówki...więc wydzierałam.....
- jeśli mam normalny papier to moczę w ciepłej wodzie...i bez transferu....roluję ile się da, delikatnie i w skupieniu.....ale mam już transfer więc nie będę rolowała na czuja i z precyzją sapera......bo z transferem łatwiej, jeśli serwetka to wydzieram i wydzieram i wydzieram....
o ile przy serwetkach nie mam wątpliwości to przy papierze z drukarki rodzi mi się pytanie.....
jeśli stosuję transfer, jestem już po moczeniu i rolowaniu....to mam czekać aż motyw wyschnie? do tej pory leciałam natychmiast z mokrym na bombkę.....i ślizgał się, uciekał, przesuwał...zgroza
- na jeszcze ociupinkę lepki klej przykłada-łam nigdzie nie nacięty motyw
i delikatnie pędzlem utopionym w kleju od środka promieniście nakładałam klej.......zmarszczki i zagniotki...to puki co moja specjalność.......czasem paluszkami.......próbowałam rozprostować zmarszczki albo je spłaszczyć jak tylko się dało, ale jak mi styropian zaczynał się poddawać i lekko wgniatać.... odpuszczałam....
- jak juz motyw jest nazwijmy to przyklejony to leca klejem po całej bąbce...
- czekam zazwyczaj noc (bo nakładam motywy wieczorkiem, następnego dnia klej jest już suchy)
- o ile synek da mi trochę spokoju nakładam cieniutka warstwę lakieru , na początku był to lakier wodny - połysk firmy pol coś tam...ale się skończył (kupiłam lakier do parkietów domalux) i czekam do następnego dnia
- i znów o ile synek da mi trochę spokoju zabieram się za tło, wyciągam farbki i maluję, różnymi sposobami, gąbeczki, szczoteczki do zębów, rożne pędzle i pędzelki......... robię to dzień bo wieczorem mam słabe światło
Tło maluję zawsze po pierwszej warstwie lakieru bo jak mi coś nie wyjdzie to łatwo szybko pościerać...bez lakieru robi się wiecie co......
- jak już farbki wyschną zabieram się za lakierowanie, jak już wiem, to za szybko nakładałam warstwy domaluxa po sobie...
i to by było tyle, domalux gumowaty nie chce się szlifować i muszę poczekać jeszcze trochę aż stwardnieje,
na poprzednim lakierze uczyłam się trzymać pędzel, nakładać go tyle aby nie kapało..
więc szybko poszedł i chyba ze 3 bombki tylko nim zrobiłam.....
...............ale teraz nadchodzi nowe...bo wiem już coś więcej....nadal zbyt mało ale więcej niż tydzień temu