Dziewczyny macie rację, lampion dopiero wtedy jest lampionem gdy mruga w nim świeczka ;o))
Magdaleno dziękuję za odwiedzinki ;o)
Moje nowe "dzieło" na miarę epopei narodowej ;o))))
Och po prostu wszystko poszło w nim nie tak jak miało ;o))
Po naklejeniu serwetki (serwetka od Hani, dziękuję ;o)) ) stwierdziłam, że jakoś blado wypadła, więc ją podrasowałam bitumem i pastami woskowymi.
W sumie byłam zadowolona z efektów dopóki nie zaczęłam robić craka dwuskładnikowego.
Druga warstwa, dość gruba spłynęła mi w górny prawy róg.
To co widać na zdjęciu to już resztka efektu po moim ratowaniu, a nie łatwo było uratować,
bo wierzchnia warstwa była zaschnięta a pod spodem pływało ;o((( Wrrrr
I żeby nie było schło na leżąco, chyba coś tam nie było tak prosto jak powinno ;o(
Zalakierowałam na dość grubo, ale dziad lakier nie wysechł jak powinien i podczas podróży na Mazury odbiła się w nim folia bąbelkowa, zgroza ;o(
Miał mnie uratować szwagier i przywieźć ze swojego warsztatu papier ścierny i lakier poli, ale nie miał czasu w nim pobuszować i zwinął to co miał pod ręką = czyli werniks satynowy matowy, którego używa do malowania obrazów.
brrrrr czyli zupełnie nie to co zamawiałam i co mu tłumaczyłam.
Zerknęłam mruknęłam i poszłam rozmawiać z babcią, a ten matołek sam się obsłużył i zamalował (czytaj zamazał szczeciniastym pędzlem) moją epopeję ;o(((
Jak to zobaczyłam miałam mord w oczach......
I tak moją epopeję czeka przeróbka przy mojej kolejnej wizycie na Mazurach, nawet nie zrobiłam zdjęcia temu szkaradztwu które się spod tego satynowego werniksu ukazuje światu.....
A więc mój ojciec na 60-tkę dostał ode mnie szkaradztwo, a jaki był szczęśliwy ;o))
A tu moja epopeja zanim została szkaradztwem absolutnym.
Oczywiście ciężko mi było uchwycić te wszystkie świecące się pasty woskowe, których użyłam do ożywienia obrazka: